środa, 20 lipca 2016

Okiem użytkownika - Opel Astra test długodystansowy

Od dłuższego czasu zapowiadam pierwszy długodystansowy test z prawdziwego zdarzenia. Tak, czas leci, samochody się zmieniają, a mi ciągle nie po drodze do opisania 2 i pół letniej przyjemności jazdy Oplem Astrą. Wszystko okiem kierowcy, pasażera:-)





Test zaczął się w lipcu 2013 kiedy po raz pierwszy odbierałem zupełnie nowe auto z salonu. Oczekiwał na mnie ciemnobrązowy Opel Astra sedan w najbogatszej wersji Executive z silnikiem 1.7 CDTI o mocy 130 koni. Dopełnieniem koloru zewnętrznego było dwu kolorowe wnętrze w odcieniach ciemnego i jasnego brązu. Jedynym dodatkiem były biksenony AFL. Stan licznika to 3 kilometry, poziom paliwa to opary rezerwy pozwalające dojechać na najbliższą stacje. Tak rozpoczyna się ten test...



Pierwsze wrażenie było naprawdę dobre ciemny lakier, 17 calowe felgi oraz kształtna forma karoserii powodowały, że mniej wprawne osoby mogły to auto pomylić z większą Insignią. Zajęcie miejsca na pół skórzanych fotelach spowodowała, że zatęskniłem za opcjonalnymi ergonomicznymi fotelami ARG...no cóż pierwsze rozczarowanie bo w samochodzie za 100tys zł w najbogatszym wyposażeniu powinna być przynajmniej regulacja lędźwi. Tak na marginesie w wersji kombi jest ta regulacja! Zbędna oszczędność. To co w pierwszym kontakcie uderzyło mnie najbardziej to wszech obecny brąz (na desce - w tym lakierowany), mnogość przycisków na konsoli środkowej i zapach nowego samochodu, który był średnio przyjemny.




Po 90 tysiącach kilometrów mogę stwierdzić, że jak na rozmiary zewnętrzne to wnętrze jest bardzo obszerne z przodu, fotele pozwalają odsunąć się naprawdę daleko ale już w drugim rzędzie jest ciasnota. Brakuje też nawiewów na tylną część. Przednie fotele są tylko ok (wygodniejsze niż w podstawowych wersjach) ale brakuje regulacji przynajmniej lędźwi o czym już pisałem. Próbę czasu wnętrze zniosło praktycznie bez szwanku, nie dało się dziecku, wózkowi, fotelikowi czy dwóm psom . Nie mniej brązowa skórzana kierownica wytarła się w kluczowych miejscach (może to zasługa moich szorstkich dłoni?), a skóra na boczku fotela również wyglądała na nadszarpniętą czasem. Nie mniej dzięki dwu kolorowej barwie wnętrze zyskiwało bardzo dużo i wyglądało na droższe niż w rzeczywistości (nie oszukujmy się plastiki były twarde i skrzypiały ale tylko przy naciskach ręką).



Pierwsze odpalenie przypomniało mi, że to tylko Opel i silnik mający swoje lata (a korzenie w Isuzu) - klekot i szorstkość to co pamiętam najbardziej. To co nie zmieniło się od nowości do końca testu to ogromna nie chęć do jazdy poniżej 1500 obrotów skutkująca tym, że ostre ruszenie toczącego się samochodu na dwójce wyglądało miej więcej tak: dojeżdżam do skrętu, auto jeszcze się toczy ale widzę lukę więc dwójka (bo się toczę) i gaz w podłogę i...przez 2-3 sekundy nic leniwe przyśpieszani dopiero minięcie 1500-1800 obrotów dawało kopa. Jak dla mnie bardzo niebezpieczne i uczące jazdy na jedynce nawet tocząc się. Trochę bezsensu. Co do dynamiki to jest ona poprawna ale bez rewelacji. Opel mam nadwagę i to czuć. Wyprzedzanie sprawne tak ale z redukcją najlepiej do 4ki - taka moja rada. Jako fan motoryzacji doszukiwałem się dieslowskim brzmieniu rasowego brzmienia w okolicach 2500 obrotów.

Akustycznie tak jak pisałem było szorstko i z dużym klekotem szczególnie na zewnątrz. W trakcie jazdy do 100 bardzo komfortowo, a do 140 znośnie. Nie mniej na autostradzie można było się pokusić o prędkość przelotową 150-160 na godzinę (oczywiście po za Polską). Skrzynia biegów po prostu poprawna ale bez zbędnego haczenia z w miarę krótkim drogami do poszczególnych biegów.



Zbiornik pochłaniał 56 litrów ale silnik lubił wypić. Oczywiście nie tak jak benzyna ale w trasie bez autostrad z prędkości do 120 można było się pokusić o zasięg rzędu 900 kilometrów. Przy bardziej restrykcyjnej jeździe udawało mi się osiągnąć upragnione 1 000 kilometrów zasięgu czyli spalanie w okolicach 5,6l na 100. W mieście było to bliżej 8 litrów na każde 100 kilometrów. Nie mniej średnia z 90 tys według komputera pokładowego to 6,3 litra. Być może są oszczędniejsze auta ale to dawało radę:-)

Tak jak pisałem wyposażenie było tylko uzupełnione o reflektory AFL i muszę powiedzieć, że warte są każdych pieniędzy, Nie tylko doświetlają zakręty ale również dostosowują szerokość i długość strumienia światła do prędkości. Wolna jazda to szeroki strumień o krótkim zasięgu - szybka jazda i jest odwrotnie światła świecą dalej ale węziej. W praktyce jest to naprawdę dobre z jednym drobnym wyjątkiem czyli automatycznymi światłami długimi. Automatyka przełączała je o jakąś 1 sekundę za późno co oślepiało samochody z przeciwka (a muszę powiedzieć, że same długie to istna poezja bo robiły z nocy dzień) i za późno wykrywały tylne światła. Nie było to dobrze dopracowane ale można było z tego nie korzystać tylko ręcznie włączać i wyłączać długie światła!



Reszta bajerów jak automatyczne wycieraczki czy elektryczny ręczny sprawdzały się świetnie. Osobiście nie lubię tego ostatniego bo odbiera frajdę z zimowego ślizgania się ale cóż postęp i w mieście się to sprawdza w porannych korkach. Średnio działał za to hill holder bo auto albo staczało się do tyłu lub przytrzymywało auto zbyt długo przy wyjącym silniku i nadpalonym sprzęgle.



W temacie zwieszenia to muszę przyznać, że było dosyć twarde ale pozwalało komfortowo poruszać się po naszych dziurawych drogach. Zdarzało się dobijanie i głośniejsza praca na mocno zniszczonych odcinkach ale było wystarczająco komfortowe w codziennej jeździe nawet na niskim profilu 17 calowych felg. Oczywiście układ kierowniczy mógłby być bardziej komunikatywny bo nie zawsze było czuć gdzie są przednie koła i oczywiście ciężki silnik powodował podsterowność jeżeli już się ostro poszalało. Nie mniej ESP nie miało zbyt dużo do korygowania nawet przy większych wariactwach na suchej. Dodatkowa zasługa szerokich (225 mm) opon i sztywniejszych nastawów zawieszenia. Przez 90 tys kilometrów nie było żadnych niepokojących stuków czy innych awarii.



Awaryjność to była moja główna obawa. Po pierwsze diesel, po drugie miasto, po trzecie Opel. Nic bardziej mylnego przez cały dystans auto nigdy mnie nie zawiodło - nawet po 24 godzinnych maratonach po 1 500 kilometrów. Czy zima czy lato auto zawsze chętnie towarzyszyło w podróżach dalekich i bliskich. Tak naprawdę tylko raz miałem problem kiedy w nocy wróciłem z trasy i zostawiłem rozgrzane auto na -20 stopniach. Następnego dnia auto w trybie serwisowym dotoczyło się do serwisu gdzie przez 3 godziny rozmrażali przepustnicę (+ wgrywali nowe oprogramowanie). Jak na intensywną eksploatacje przez 2,5 roku to naprawdę nic. Nie było problemów z turbiną, filtrem czy czymkolwiek innym. Tylko jedna tylna żarówka pozycyjna. Jak nie Opel.

Dodatkowym plusem połączenia ciemnego lakieru, kształtów podobnych do Insigni oraz biksenonów z led'ami do jazdy dziennej to mylenie z nieoznakowanym radiowozem. Ile miałem sytuacji, że ludzie uciekali z lewego pasa czy wyprzedzając zwalniali i uważnie mnie oglądali podczas mijania. Można było się poczuć wyjątkowo!

Podsumowując ten pierwszy test muszę stwierdzić, że Opel Astra dał radę i rozważyłbym jego ponowne użytkowanie bo sprawiał wrażenie auta lepszego niż po prostu kolejny Opel Astra.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz